czwartek, 31 stycznia 2013

Farmakologia.


Farmakologio! 
Pokonałam Cie!
Do przodu jedziemy, 
dalej jedziemy :)



Mam Cie z głowy na najbliższy czas. 





wtorek, 29 stycznia 2013

100 dni 17h

Dokładnie 100 dni, 17 godzin i kilkadziesiąt minut zostało do mojej pierwszej matury 2013 - rozszerzonej matematyki. Za kilka godzin rozpocznie się moja mała studniówka. Będę świętować ją kolejno: od północy do południa z farmakologią, dalej z anatomią.

Ehh... W złym stanie jest mój humor. Znikł, poszedł gdzieś, schował się...
Czuję taką pustkę. Mam wrażenie, że siedzę w jakimś głębokim dole i nic do mnie nie dociera. Ani jednego promyka nadziei.  Bardzo brak mi chęci do działania. Jutro egzamin z farmakologii. W piątek z anatomii. Nie wiem, jak to zrobię, ale muszę zdać je oba. I nie ważne na ile. Oczywiście, super byłoby zaliczyć je na 4 i więcej. Jednak czuję, że nawet trzy mnie zadowoli. Byleby nie mieć poprawki. Nie tracić na nie czasu.

Wracam myślami do wydarzeń z zeszłego roku i widzę jak bardzo zawaliłam. Tyle moglam, a tak mało udało mi się osiągnąć./

Będzie inaczej...

I znowu powrót do artykułu: http://www.meduzo.pl/jak-dostac-sie-na-medycyne/

Komentarza Erjoty:
Niektórzy jak zakładają rok przerwy i później poprawę matury to niejednokrotnie nie wracają. Choć są i tacy zdeterminowani że idą na wymarzone studia. Ja wolałem pójść na jakieś inne żeby nie wypaść z rytmu uczenia się.




Plakietka, którą chciałam sobie kiedyś kupić. Wtedy dla pokazu... ;p Głupiutka to była myśl. ;P Teraz kupiłabym ją - jako symbol osiągnięcia celu, nie by się afiszować. Bo śmiać mi się chce z tych, co jesienią w fartuchu z Hallera do Anatomicum jeździli tramwajem albo do sklepu szli po bułki.. :))


Wiosna zeszłego roku... Ta będzie lepsza.

środa, 23 stycznia 2013

Poród. Po raz pierwszy.

Tak bardzo nie mam weny na notkę.. ;-( Anatomia i farmakologia mnie prześladują i odbierają całą ochotę do działania. Chcę tylko zakomunikować, że wreszcie w 8 dniu zajęć szpitalnych widziałam na własne oczy poród. Niestety nie był on fizjologiczny, ale nawet cesarskie cięcie cieszyło oczy po takim okresie wyczekiwania :) Przez to, że trafiła nam się patologia ciąży i dyżur ranny to sporo nas ominęło. Dziewczyny z innych grup szpitalnych już pierwszego dnia były przy porodzie. Niektórym zdarzyły się nawet 3 różne jednego dnia :) Szczęściary. ;))

Tak czy siak, jestem bardzo zadowolona. Należy się cieszyć z małych rzeczy. :-)

Kolejny Nowy Człowiek jest już na świecie :))

sobota, 19 stycznia 2013

Pierwszy tydzień w szpitalu.

Na wstępie muszę ponarzekać sobie troszkę. :-)

Przez ostatnie dni bardzo doskwierało mi zmęczenie. I ból nóg. Calutki czas mam ochotę spać. Dzisiaj już o 11 udało mi się wstać, szybko schować pościel i mam nadzieję, że nie wrócę do łóżka. Ono tak kusi! Po tygodni wstawania o piątej nad ranem moim marzeniem jest przykleić się do łóżka i przespać bez przerwy kolejnych kilka dni. Jednak wiem, że nie mogę sobie na to pozwolić. Jeszcze tydzień do sesji. Anatomia i farmakologia domagają się uwagi z mojej strony. Ehh...
I bardzo jestem obolała. Kark, plecy... Stopy i łydki chyba najbardziej. Czuję w nich napięcie. Sześć godzin dziennie ciągłego stania, chodzenia czy biegania dają w kość :p Chyba nie przywykłam :)

Co o pierwszym tygodniu zajęć praktycznych powiedzieć?
Moja grupa trafiła na oddział patologii ciąży. Pacjentkami są głównie kobiety ciężarne, które ze względu na stan zdrowia własny, bądź maluszka, potrzebują szczególnej opieki. Zdarzają się też pacjentki z problemami ze strony układu rozrodczego lub takie, których ciąża zakończyła się przedwcześnie. Na szczęście stanowią znaczną mniejszość.
Mamy dyżur w godzinach od ok. 7-8 do 13-14, zależnie od dnia i potrzeb.
Co robimy? Hmm.. Zamiar oddziałowej położnych jest taki, żeby każda z dziewczyn wszystkiego spróbowała, więc rolami zamieniamy się co dwa dni. I tak mamy dwie dziewczyny odpowiedzialne za KTG, dwie zabiegowe, dwie mierzące ciśnienie, dwie 'lotne', które kursują między laboratorium a oddziałem z próbkami i wynikami oraz jedną oddziałową studentek.

W tym tygodniu udało mi się pełnić rolę dziewczyny od ciśnienia i oddziałowej.

Przez pierwsze trzy dni do moich i koleżanki obowiązków należało przed obchodem zmierzyć wszystkim pacjentkom ciśnienia. Właściwie nie przed obchodem, a przed przyjściem lekarzy prowadzących. Także należało się sprężać co by uniknąć kilku niemiłych słów. ;-) Z początku działałyśmy automatem, ale już potem poskromiłam stetoskop i sfigmomanometr, i było jak powinno być :-) Potem ciśnienie należało zmierzyć o 10 pacjentkom z zleceniem 6-krotnego pomiaru i o 12, tym, które potrzebowały pomiaru 3 i 4 razy na dobę. Przez resztę czasu można było porozmawiać z pacjentkami, pogrzebać w szafach w punkcie pobrań, przypatrywać się zabiegom. To wszystko w wolnym czasie, gdy nie było potrzeby zaprowadzić/ zawieść pacjentek na badania do innych części szpitala.

Kolejne dwa dni byłam oddziałową studentek. Moja praca polegała na koordynowaniu tego, co robi reszta. denerwowałam się tą funkcją i byłam chyba zbyt ostra dla dziewczyn ;( Nie, spokojnie, nie krzyczałam na nie ;) Tylko byłam zbyt obowiązkowa. Nie chciałam na pewno, żeby jakaś położna czy oddziałowa zwróciła mi uwagę, że coś powinno być zrobione, a nie jest, albo, że nie ma nikogo, kto zabrałby próbki do labu etc. Bardzo nie lubię krytyki, biorę ją zbyt do siebie i potrafię mieć przez jedną głupią uwagę zły humor przez kilka najbliższych godzin. Wracając do obowiązków oddziałowej. Najfajniejsze było chyba to, że podczas obchodu stałam koło tej prawdziwej pani oddziałowej, żeby zbierać od niej różne papiery, i mogłam komfortowo czerpać wiedzę i zaspokajać ciekawość. :) Nie musiałam wyciągać szyi i nadstawiać ucha gdzieś z korytarza, żeby usłyszeć cokolwiek, co mówią lekarze. :D

Priorytetem na przyszły tydzień jest dostać się do zabiegowego i na KTG. Chcę jak najwięcej zobaczyć i się nauczyć.
Skoro już o nauce co lecę do anatomii. :) PA!

wtorek, 15 stycznia 2013

Szpital.

Dziś był pierwszy dzień zajęć praktycznych w szpitalu. Na położnictwie i ginekologii.

Już trochę ochłonęłam. Siedzę właśnie w cichaczu nad anatomią. Co by tu...

Po kolei.
Z początku zajęć w szpitalu wyczekiwałam z niecierpliwością. Mówiło się : "A jak już będziemy w szpitalu to coś tam.. " :) Potem na chwilę przed świętami zaczął się okres obojętny. U mnie trwał właściwie to niedzieli. Czułam coś w rodzaju: "A pójdziemy, zobaczymy jak się pracuje... Ale w sumie, co my będziemy tam robić ciekawego? Od razu nas do porodu nie dadzą..". Aż do wczoraj, gdy zaczęłam mocno się stresować. Myślałam: o czym będę rozmawiać z pacjentkami? co będę mogła robić, skoro tak niedużo jeszcze potrafię?  czy na oddziale będą nas wgl chcieli?
W nocy budziłam się co chwilę, zerkając na zegarek, z pytaniem w głowie czy to już ranek?
Wchodząc na oddział cała się trzęsłam :-)

I okazało się, że niepotrzebnie :-)

Z pacjentkami z początku rozmawiało mi się niełatwo. Najpierw więcej słuchałam ich opowieści, niż brałam czynny udział w rozmowie. Z koleżankami zaglądałyśmy do kolejnych sal, żeby dowiedzieć się "kogo my tu mamy", trochę się zapoznać, trochę podpytać, jak jest na oddziale, zorientować się z jakiego powodu nasze pacjentki tu trafiły.

Część dziewczyn uczyła się obsługi kardiotokografu i podłączała kolejne panie, natomiast reszta (w tym ja) odwiedzała pacjentki, mierzyła ciśnienie, zaprowadzała panie na badania do innych części szpitala, kursowala między oddziałem a laboratorium, uczyła się na sobie nazwajem pomiaru ciśnienia i takie tam. ;-) Nie nudziłam się. :-)

Dźwięk z KTG ciągle tlucze mi się w głowie.

Dobranoc.

czwartek, 10 stycznia 2013

Cichacz.

Tak sobie siedzę w cichaczu z zamiarem nauki ... i naszło mnie na napisanie notki :)

Czym jest cichacz? Dla tych, którzy mieszkali/mieszkają w akademiku, bądź są nieco zorientowani odpowiedź jest prosta. :-) Reszcie już odpowiadam - jest to pokój cichej nauki, miejsce, do którego studenci mogą przyjść z książkami, usiąść i uczyć się w spokoju. Zwany również cichaczem lub ryjcem. Od czasu do czasu miejsce imprez :-)

Nasz cichacz jest dosyć przestronny. Biało brudne ściany, na podłodze wykładzina PCV. Kilka stolików, przy każdym 2-3 krzesła, kanapa dla wygodnickich.

Z początku ta pustka bardzo mnie rozpraszała. Jednak z czasem ją polubiłam. Przychodzę tu okazjonalnie, gdy muszę się uczyć większej partii materiału. Lubię jak w tym samym czasie nad książkami, notatkami i przy komputerach siedzą ludzie - ten widok motywuje. Nie cierpię siedzieć w nim sama, bo od razu gramolę się na kanapę i zżera mnie senność - niezależnie od pory dnia czy nocy. ;-)

W tym momencie jestem tu ja i jeszcze dwie inne osoby. Prawdopodobnie studenci z wymiany.

Kończę, czeka na mnie pielęgniarstwo, którego miałam się uczyć w ciągu dnia, ale fajniejsze było sprzątanie pokoju, łazienki, szafek w biurku. ;-)

Milej nocy! :D