Cofnijmy się w czasie o 9 lat. Sobota. Schodzę rano na dół, idę do kuchni. Z pokoju dobiega odgłos ciężkiego, zachrypłego oddechu mojej babci. Atmosfera nerwowa. Siostra na zjeździe. Zostałam odesłana na górę, żeby pilnować jej kilkumiesięcznego synka. Mały śpi i nie robi problemów. Czytam coś albo oglądam po cichu telewizję, zerkam co jakiś czas na małego. Słodko śpi. Kilka minut po 11 budzi się z płaczem. Staram się go uspokoić, ale nie radzę sobie z tym dobrze. Wołam tatę. Ten zaraz przybiega. Każe mi iść na dół, on zajmie się dzieckiem. Mówi tylko: "Idź na dół, babcia umiera." Tam widzę już tylko babcię, mamę i wujka. Ktoś z nich trzyma w dłoni babci gromnicę. Już po wszystkim. Już jest cicho. Nic więcej z tego dnia już nie pamiętam.
Minęło tyle czasu, a ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Czemu mi ją Boże zabrałeś? Dobrze wiesz, że to odsunęło mnie od Ciebie. A byłam świeżo po Komunii Świętej...